English

    Dlaczego Szekspir, po co Schmitt?

    Kronos7
    3/2008
    DLACZEGO SZEKSPIR, PO CO SCHMITT?
    „Hamlet to natura praktycznie słaba – pisał o nim Hegel – to piękna, zwrócona ku sobie dusza, która nie umie zdobyć się na decyzję. To charakter melancholijny, rezonujący i hipochondryczny, i dlatego niezdolny do szybkiego, energicznego czynu. Zamiarem Szekspira było przedstawienie duszy, na którą nałożono obowiązek działania, do jakiego ona nie dorosła”. Czy taki był zamysł Szekspira? Czy chodziło mu o ukazanie pięknoducha znękanego niemocą podjęcia decyzji? Czy rzeczywiście Hamlet nie sprostał ani wezwaniu Ducha Ojca ani obyczajom epoki? To tylko stereotyp – odpowiada Schmitt.

    Szekspir nie pisał dla potomności, lecz dla realnych, sobie współczesnych londyńczyków. Przetwarzał historie powszechnie znane. Jeśli publiczność ich nie rozumiała, przedstawienie kończyło się klapą. Kiedy więc na scenie pojawiła się matka Hamleta, od razu dla wszystkich stawało się jasne, że to Maria Stuart – katoliczka, królowa Szkocji, kochanka hrabiego Bothwella, która zamordowała swego męża Henryka Stuarta, ojca Jakuba I, przyszłego króla protestanckiej Anglii. Wprawdzie morderstwo to było w tamtych czasach tajemnicą poliszynela, Szekspir uczynił z niej – z tajemnicy, która nie była tajemnicą – tabu: o winie królowej można było jedynie milczeć. W tym też świetle należy spojrzeć na „hamletyzację mściciela”: nie kunktatora, pięknoducha zaplątanego w wymyślane naprędce i po kolei odrzucane strategie zemsty, ale rozsądnie kalkulującego polityka; polityka, który wie, że czyniąc zadość żądaniom Ducha Ojca, tym samym wydając na matkę wyrok, pozbawia siebie prawa do tronu.

    „Szekspir jako filozof polityki” – w ten sposób interpretował go u nas Jan Kott. Nie wierzę, aby mógł czytać Schmitta, dlatego ich kongenialność uważam za zbieg okoliczności. Po jednej stronie rasowy eseista i komunistyczny politruk, po drugiej – jurysta nazistowski i niestrudzony „mistrz podejrzeń”. Obaj odczytują Szekspira jako tego, kto dopuszcza do głosu zerwaną z łańcucha historię, która siłą wdziera się do sztuki i jednocześnie ją uwzniośla. Szekspir pozwala jej działać, zmieniać dramat w tragedię, a rzeczywistość w mit – a więc w coś żywego i obecnego także dla nas, 500 lat później. U Kotta jednak poza człowiekiem nie ma niczego więcej – zamiast tragizmu historii, odczuwamy tylko jej absurd. Schmitt natomiast szuka w niej jeszcze sensu: tragedia historii to coś, czego człowiek sam nie tworzy – tragizm zawarty jest w jego codziennych zajęciach, tkwi w samym życiu. Tragedia poprzedza więc i przekracza wszelką kulturę. Tragedia to nie literatura, lecz dopuszczenie do głosu pierwotnego tragizmu istnienia.

    Dawniej – twierdzi Schmitt – do sztuki przenikała rzeczywistość mityczna z zewnątrz, to ona stanowiła bowiem żywą tkankę tragedii. Orestes, Edyp, Herkules – ich nikt nie musiał wymyślać. Przychodzili sami. Nawiedzali świat od jego niewidzialnej strony, od wiecznie czynnego źródła, którego niespokojny puls powszechnie wyczuwano. Wraz z upadkiem mitu świat wzięła we władanie historia. To ona nadaje ludzkim wydarzeniom sens – nieuchronnie przygodny, zawsze zmienny, „miniony” już i nieaktualny. Schmitt jest dla nas przewodnikiem po tej odczarowanej krainie: wskazując na religijny korzeń zsekularyzowanej rzeczywistości, odziera nas z idealistycznych, oświeceniowych złudzeń o ziemi mlekiem i miodem płynącej.

    Dlaczego Szekspir, już wiemy. Chodzi o te mielizny, „rejony ciszy”, na które musi uważać każda epoka, każde pokolenie, również moje. O niektórych z nich, a także o zderzeniu racji myślenia z racjami historii mówimy w debacie o 1968 roku – dacie, która stała się w naszej epoce takim samym tabu (nie tyle przemilczanym, ile zagadanym), jakim w czasach Szekspira była wina królowej.

    Ale dlaczego Schmitt? Dlaczego akurat on potrzebuje dziś szczególnego namysłu? Otóż Schmitt wyjaśnia nam, dlaczego bez mitu nie da się żyć; dlaczego dopiero dzięki mitowi możemy mieć przyjaciół i wrogów; wrogów, z którymi wolno prowadzić wojny, a jeśli trzeba – zabijać ich. U podstaw wojen zawsze tkwi mit, tragedia bowiem – istota ludzkiego istnienia – to wojna mitów.


    Piotr Nowak
    zastępca redaktora naczelnego