English

    DEMODOK

    Kronos66
    3/2023
    DEMODOK
    projekt okładki:
    Anna Jelonek-Socha

    Numer „Kronosa”, który przedkładamy Państwu do lektury, to follow-up numeru o Platonie sprzed jedenastu lat. Patronem duchowym obu publikacji jest Leo Strauss, który zawsze służył nam dobrą radą i sugestiami. W tamtym numerze ogłosiliśmy nietłumaczony na polski dialog Platona Epinomis. Filozof badał w nim gwiazdy, zastanawiając się, co z nich wynika dla życia, jakie prowadzi na ziemi. Demodok – ostatni nieopublikowany do tej pory po polsku tekst Platona – jest inny na tle reszty jego twórczości. Struktura Demodoka zasadniczo różni się od reguł konstruowania dialogu charakterystycznych dla szkoły sokratyczno-platońskiej i bardziej przypomina zwarty tekst aniżeli dialog. Natomiast niezmienne pozostają same wątki, zwłaszcza krytyka demokracji jako rządów wielu. Platon zastanawia się w tekście, na jakich podstawach wyborcy formułują opinie i oddają swoje głosy. Czy radzą się siebie nawzajem? Czy potrafią sobą rozporządzać? Jak odróżniają rady głupie od mądrych wskazówek i trafnych podpowiedzi? Czy możliwe jest przejście od wiedzy do niewiedzy (również odwrotnie) i w jakich okolicznościach to się odbywa? Co ustala się w systemie głosowania: prawda czy fałsz? Jaki pożytek płynie z agonu wielu rozmówców, skoro do poznania prawdy wystarczy jeden głos (383d)? Tylko jak go usłyszeć? Kim w demokracji jest ekspert i na czym miałaby polegać wartość jego ekspertyzy? A może ἕκαστος βάλλοι ὅπως βούλοιτο, „każdy strzela, jak się mu podoba” (Platon, Syzyf, 391b)? Wielość zróżnicowanych czy też połączonych w przypadkowym unisono głosów nie prowadzi do prawdy – czytamy w Demodoku – demokracja zaś oparta jest na fundamentalnej bladze i podważa różnicę między prawdą a fałszem. Wybory dokonywane en masse jeszcze bardziej ją zacierają.


    Platon to awers obecnego numeru. Jego rewersem jest anty-Platon, Friedrich Nietzsche („Jasny dzień; śniadanie; powrót zdrowego rozsądku i pogody ducha; Platon czerwony ze wstydu; piekielna wrzawa wszystkich wolnych duchów”, Zmierzch bożyszcz).


    Idea międzynarodowej konferencji na temat aktualności myśli Friedricha Nietzschego – bo to z niej pochodzą zebrane w numerze teksty – pojawiła się przy winie. Jej szczegóły omawiałem przez wiele wieczorów z dr. Williamem Woodem. W którejś z rozmów pojawiło się nazwisko filozofa niemieckiego Volkera Gerhardta, urzędnika nauki, jakich wielu. Nie byłoby o kim mówić, gdyby nie zaczepił on Nietzschego w sposób graniczący z impertynencją, protekcjonalnie. Naprzód profesor Gerhardt wskazał na nieprzemijającą aktualność pism Nietzschego. Pisał, że „mimo okresowych wątpliwości Friedrich Nietzsche rzeczywiście należy do wielkich myślicieli. Choć jego dzieło pozostało niemal pod każdym względem niedokończone – dodawał – i choć wiele jego myśli wyczerpało się we wzniosłych gestach i nie ma w jego pismach ani jednej idei, której nie można by znaleźć gdzie indziej, i tak stał się on figurą pomnikową”. A więc znaczenie dzieła Nietzschego wyczerpuje się we „wzniosłych gestach”, samo dzieło zaś należy uznać za mało oryginalne, choć jakoś tam atrakcyjne z uwagi na formę literacką. Tego rodzaju pochwały – przekonywał William – są zaskakująco powszechne w recepcji Nietzschego. Ktoś mógłby zapytać: czy mając takich przyjaciół, Nietzsche potrzebuje jeszcze wrogów? Jeśli Nietzsche rzeczywiście „należy do wielkich myślicieli”, ważne jest, abyśmy wykazali, dlaczego przez ponad sto lat po śmierci filozofa pozostaje on nadal ważny – jako niezastąpione źródło prowokacji i wnikliwości, a nie tylko jako utalentowany retor, powtarzający myśli po innych, także po Platonie. Chętnie zgodziłem się z Williamem i jąłem zastanawiać się nad polskim wkładem w filozofię Nietzschego.


    Zacząłem od początku. Szybko zrozumiałem, że filozofię Nietzschego wprowadzały do myśli polskiej kobiety. W 1894 roku pierwszą monografię o nim napisała Maria Przewóska, zaraz po niej, bo w 1896 roku zrobiła to Zofia Daszyńska. Ta druga monografia była wyraźnie lepsza, bardziej systematyczna. Wszakże na przełomie XIX i XX wieku mówiono i pisano w Polsce o Nietzschem jedynie w gazetach, widząc w nim po trochu antydemokratyczną sensację albo – częściej – kogoś, kto wymyśla ludziom od najgorszych i – trochę jak Jonathan Swift – wybiera towarzystwo koni.


    Do końca XIX wieku ukazywały się w Polsce głównie fragmenty pism Nietzschego na prawach aforyzmu. Gazety lubią żywić się fragmentami, toteż głównie w nich właśnie można było spotkać jakieś zupełnie przypadkowe, wyrwane z kontekstu zdania. W 1901 roku ukazało się po polsku pierwsze obszerne dzieło Nietzschego: Tak mówił Zaratustra w przekładzie Marii Cumft i jej męża. Ona sama parę lat później opublikowała tłumaczenie Wagnera w Bayreuth. No a potem Nietzschego w Polsce przejęli dziennikarze i poeci. Ci ostatni przetłumaczyli i wydali w ciągu paru lat wszystkie jego książki. Do dziś znamy go przede wszystkim w tamtych przekładach.


    W Polsce komunistycznej filozofia Nietzschego była objęta zakazem. Jeśli ukazywały się jakieś książki o nim, były to książki po prostu bardzo złe, pisane przez akademickich troglodytów. Komuniści nic z niego nie chwytali, powtarzając jak mantrę myśli Lukácsa o Nietzschem jako filozofie faszystowskim. Na opak wykładali jego najważniejsze idee, nie rozumieli – nie mogli zrozumieć – „patosu wyższości”, który stawiał go ponad nimi.


    Piotr Nowak
    Zastępca Redaktora Naczelnego