Warto zadać sobie dzisiaj pytanie następujące: jaka jest myśl zasadnicza filozofii XX wieku? Albo – obiektywizując nieco to pytanie – jakie jest jej podstawowe rozpoznanie rzeczywistości? Tamto stulecie odchodzi stopniowo w przeszłość. Jego idee stają się niemodne, a przedmioty, które wytworzyło, zamieniają się w zabytki albo rupiecie. Konieczny jest zatem remanent. Trzeba ustalić, co było ważne, co nieważne, a przede wszystkim – jaki był sens i znaczenie tego, co się wtedy w filozofii wydarzyło? Pytanie to musi być z rozmysłem pytaniem dzisiejszym, stawianym w trybie aktualnym, a nawet doraźnym – tylko w ten sposób bowiem uzyskamy właściwą perspektywę myślenia o filozofii XX wieku: perspektywę, w której staje się ona filozofią dawną.
Można więc dzisiaj, jak sądzę, postawić tezę, że wiek XX był w filozofii odwrotnością – symetrycznym przeciwieństwem – wieku XVII. Tamto stulecie było epoką filozofów Rozumu. Kartezjusz, Spinoza i Leibniz tworzyli systemy pojęciowe mające odsłonić i opisać fundamentalną rozumność rzeczywistości (dysydentem był Pascal, ale także i on, używając rozumu przeciwko rozumowi, wpisuje się jakoś w ten porządek).
Filozofia XX wieku przyjmuje natomiast, że rzeczywistość wymyka się naszemu rozumowi. To założenie łączy postacie tak skądinąd różne jak Wittgenstein i Heidegger. Ten pierwszy uważał dawną metafizykę za błąd, a język i logikę sprowadzał do nawykowych albo formalnych operacji ludzkiego umysłu. Ten drugi za pomocą literackich eksperymentów usiłował opisać egzystencję człowieka, której w inny – racjonalny – sposób opisać się nie da.
Teza główna filozofii XX wieku brzmiałby zatem (upraszczając oczywiście i uogólniając): rzeczywistość jest nierozumna.
Jeśli w ten sposób zrozumiemy wiek XX, łatwo nam będzie uchwycić miejsce, jakie w tym gwiazdozbiorze zajmuje duet pisarski Guattari/Deleuze. Guattari był psychoanalitykiem, praktykującym w eksperymentalnej klinice La Borde, a także – co ważne – działaczem radykalnej lewicy, zaangażowanym w wydarzenia paryskiego maja ’68. Deleuze to w pierwszej chwili historyk filozofii, specjalista od XVII wieku. Obaj stworzyli spółkę pisarską, w której role wydają się wyraźnie określone: Guattari miał pomysły, był (zgodnie ze słowami Deleuze’a) twórcą „dzikich pojęć”. Deleuze natomiast, ze swoim treningiem filozoficznym, nadawał tym pomysłom kształt systematyczny, przekształcał je w ścisłe pojęcia filozoficzne.
W ten sposób powstało dzieło, które ma stanowić pojęciowy opis Chaosu, jakim jest rzeczywistość. Materiału do jego budowy dostarczyły psychiatria i nauki przyrodnicze, z których Deleuze i Guattari – co wielokrotnie im zarzucano – czynią literacki użytek. Zarzut jest jednak chybiony i wynika z niezrozumienia ich intencji. Psychiatria, rozszerzając granice racjonalności, szuka języka pozwalającego opisać szaleństwo. Z kolei współczesne nauki przyrodnicze (w przeciwieństwie do – na przykład – fizyki newtonowskiej) pokazują nam zjawiska i struktury łamiące naszą zwykłą logikę i poczucie racjonalności. Literatura, działając w służbie filozofii, pozwala ostatecznie zerwać z ich zdroworozsądkową wykładnią i użyć ich w zasadniczym – filozoficznym – celu.
Tym celem jest odwrócenie metafizyki. Guattari i Deleuze stawiają metafizykę na głowie, powtarzając w jakiś sposób gest Fryderyka Nietzschego. Ten gest jednak w ich wykonaniu przybiera nieoczekiwanie kształt konserwatywny – zwłaszcza jeśli porównać go z działaniami ich poprzedników. Wittgenstein i Heidegger dążyli do tego, żeby filozofię porzucić: dla niejasnej mistyki, dla działania praktycznego, dla myśli poetyckiej. Guattari i Deleuze z filozofii nie rezygnują, lecz chcą ją uprawiać jako metafizykę Różnicy i ontologię Chaosu.
Trzymając się tego – paradoksalnie – konserwatywnego gestu, możemy się zmierzyć z problemem recepcji ich myśli. Mamy bowiem do czynienia nie tylko z dziełem paradoksalnym. Zaskakująca jest także historia jego odczytań. I nie chodzi tu bynajmniej o recepcję naukową, lekturę uczoną. Ostatecznym celem filozofii – tak rozumiał ją Deleuze – jest tworzenie pojęć, nowych konceptów, które krążą i pracują poza dziełem autora, niezależnie od jego zamiarów i intencji. Teksty filozoficzne, przeżuwane przez nauczycieli akademickich i trawione przez zastępy studentów, przenikają do Życia, zostają wydane jego Zewnętrzności, czyta je w ostatecznym rachunku sama Rzeczywistość.
Chaos ma w oczach Guattariego i Deleuze’a kształt wszechogarniającej Sieci. Rzeczywistość jest kłączem. Pozbawiona jest zatem centrum i pionowych hierarchii, nie poddaje się jednak także poziomemu – demokratycznemu – uporządkowaniu, zgodnie z którym każde zdarzenie i każda struktura są równie ważne. Lokalna zmiana może zachwiać stabilnością całego systemu (w naukoznawstwie popularnym nazywa się to „efektem motyla”). Subiektywność, która w tej Sieci się wyłania – to jest jeden z dzikich pomysłów Guattariego – ma kształt poprzeczny albo transwersalny. Nie jest rzeczą osadzoną w sobie (jak chciał Kartezjusz) ani polem obecności (jak uczył Heidegger), lecz szeregiem relacji, układem związków – które splatają się ze sobą w psycho-społeczne kłębowisko, są kołtunem albo żmutem, gdzie duch i ciało najdokładniej są ze sobą zmieszane.
Te pomysły, tak to widzę, doczekały się już dwóch różnych odczytań. W latach 80. i 90. (co znakomicie pokazuje Luc Boltanski) zostały przejęte przez ekonomię ultraliberalną. Sieci supermarketów, działające w trybie eksterytorialnym, są złowieszczym znakiem – głoszonej przez Guattariego i Deleuze’a – deterytorializacji kłącza. Firmy reklamowe, w których wszyscy są ze sobą na ty, a produkt wymyka się opozycji między znakiem i rzeczą, mogą służyć za przykład układów transwersalnych. Ta sama logika – i to jest kolejna artykulacja tamtych pomysłów – pojawia się jednak także w ruchach sprzeciwu przeciw globalnym porządkom. Organizują się one w sieci, obejmujące lokalne stowarzyszenia patriotyczne, grupy kibiców, kluby słuchaczy Radia albo czytelników Gazety. Deleuze i Guattari raczej nie byliby zadowoleni. Widzę tu jednak ostateczny tryumf filozofii – która była, jest i będzie czystym myśleniem, niezależnym od politycznych idei i partyjnych afiliacji; filozofii, która – i to jest najważniejsze – nie jest domeną akademickich uczonych, lecz formą istnienia samej Rzeczywistości, wytwarzającej dzikie pojęcia i paradoksalne koncepty.
Wawrzyniec Rymkiewicz
Redaktor Naczelny