Można zaryzykować przypuszczenie, że dla nas – dla naszej teraźniejszości – Ludwik Feuerbach jest myślicielem ważniejszym niż Karol Marks. Ten ostatni był filozofem nędzy i walki klas. My natomiast żyjemy w społeczeństwie względnego dobrobytu, w którym – choć oczywiście istnieje bieda – najważniejszym problem politycznym jest religia. Tu ważna uwaga: religia nie musi być problemem politycznym, może być na przykład zagadnieniem naukowym. Były epoki, w których uważano, że możliwe jest racjonalne poznanie Absolutu. W naszych czasach najwięcej do powiedzenia o religii mają jednak publicyści i dziennikarze. Zajęli oni miejsce teologów. Religia stając się kwestią polityczną, nieuchronnie zmienia swój sens. I żeby zrozumieć tę zmianę, trzeba sięgnąć po myślicieli „lewicy heglowskiej” i przeczytać ich na nowo. Zarysujmy kontury ich filozofii: po pierwsze sądzili oni, że chrześcijaństwo właśnie się kończy. Jego koniec – taki wniosek wyciągali z Hegla – polega na całkowitym zaniku poczucia Transcendencji (w jakikolwiek sposób rozumianej). Istnieje tylko to, co jest tu i teraz. Nie ma nic poza tym.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego