English

    Gogol / Rozanow

    Kronos26
    3/2013
    GOGOL / ROZANOW
    projekt okładki:
    Dmitrij Szewionkow-Kismiełow
    Przeczytałem gdzieś o perypetiach Niemca, który podróżując po Rosji, zabłąkał się w okolice majątku pana G., szlachcica inflanckiego. W niejasnych okolicznościach został wyzwany przez jego synów na pojedynek. Wybrano szpady. Młodzi awanturnicy zostali szybko pokonani i rozbrojeni, mimo to dalej męczyli gościa. Co kraj, to obyczaj. Przekonywali więc, że swój trafia na swego, że każda kosa uderza w końcu o kamień. Następnie zaprowadzili go do piwnicy i postawili przed rosyjskim niedźwiedziem. „No dalej, dalej! – zawołał pan G. – Niech pan spróbuje go trafić. Ochłonąwszy nieco ze zdumienia, zaatakowałem zwierzę rapierem. Niedźwiedź wykonał łapą krótki ruch i odparował pchnięcie. Spróbowałem zmylić go, stosując rozmaite finty. Niedźwiedź ani się poruszył. Zaatakowałem go znowu – na próżno! Parował wszystkie moje pchnięcia, na finty w ogóle nie reagował: patrząc mi w oczy, jakby mógł przez nie czytać w mojej duszy, stał z łapą uniesioną do ciosu i jeśli pchnięcia wymierzone były na niby, nawet się nie ruszał”. Co za niedorzeczność! Rosja jako fechtujący niedźwiedź albo „cyrulik syberyjski” to przecież – wiemy o tym dobrze – jakaś bajka, obrazy stworzone dla reklamy, na pokaz i pouczenie. Taka Rosja ma fascynować i pociągać wyobraźnię zachodnią swą egzotyką i krańcowością istnienia, jednak nie jest to Rosja prawdziwa. Do dziś – o czym się chętnie zapomina – podstawowym źródłem wiedzy o Rosji jest dla zachodniego inteligentna bałamutna opowieść o mistrzu, Małgorzacie i paru pomniejszych kuglarzach. Wszakże obok tych baśniowych przedstawień, które wydają się tak bardzo nieprzekonujące, przeczuwam w Rosji nieoswojoną obcość, mrok, trudną do uchwycenia aurę. Jeśli więc Rosja fascynuje i inspiruje, to nie jako część kultury popularnej, lecz jako jeszcze jeden, osobny, dodatkowy i nie całkiem odkryty kontynent.

    Państwo to nie miało średniowiecza, architektury gotyckiej, nie wzięło strony w „sporze fakultetów”. Nie wykształciła się w nim ani warstwa solidnych mieszczan, ani stan szlachecki. Na wszystko spoglądał z góry car mieniący się Bogiem, trzymający swój lud w strachu i podejrzliwości. Zachodnie rozumienie wolności oraz instytucje i idee wzmacniające tę wolność padały niezmiennie na jałowy grunt. Sami Rosjanie mieli do tego wszystkiego nieokreślony stosunek. Zapatrzeni w Zachód, głupio i bez powodzenia imitowali rzeczy drugoplanowe. Inni – przeciwnie – upatrywali ratunku dla świata w żywiole rosyjskim, co nie zawsze korzystnie wpływało na dobre stosunki z sąsiadami. Ale jedni i drudzy – jak lubił powtarzać pewien francuski arystokrata – powołani zostali do spraw poważnych. Co to za sprawy, do których powołano Rosjan, i na czym polega powaga tych spraw? Najogólniej rzecz ujmując, to sprawy ostateczne. O nich też – o sprawach poważnych, ostatecznych – traktuje przedkładany Czytelnikowi numer naszego pisma.

    Rosyjscy pisarze na ogół nie brali odpowiedzialności za zachowanie swoich bohaterów, co przyjęło się tłumaczyć swego rodzaju polifonią właściwą ich twórczości. Życie nie usprawiedliwia się ze swej żywotności, zatem i my nie żądajmy wyjaśnień od Mitii Karamazowa czy Stawrogina. Skoro w Magicznej stronie Gogola Wasilija Rozanowa mamy do czynienia z namiętną, nie mającą precedensu pochwałą kazirodztwa, „wyskok” ten należy pojmować przede wszystkim w kategoriach ekscesu rozumu, któremu nieobca jest przecież muzyka miłosnego szaleństwa. Literatura rosyjska stanowi wyzwanie dla europejskiej racjonalności. „Założycielski akt powieści rosyjskiej – czytamy u Deleuze’a – polega na wyrwaniu jej z sideł rozumu, na stworzeniu postaci, które istnieją w nicości i mogą przetrwać jedynie w pustce, chroniąc do końca tajemnicę, odrzucając logikę i psychologię”. Chodzi tu o zupełny brak kokieterii w podejmowaniu pytań fundamentalnych, który bierze się stąd, że Rosjanie odczuwają cieleśnie to wszystko, o czym zdołają pomyśleć. Uczucie jest formą rosyjskiej wrażliwości religijnej, w której „treść założona jest jako całkowicie przypadkowa, ponieważ treść może być założona przez moje upodobanie, arbitralność, jak i przez przyrodę” (Hegel). Rosjanin nie myśli, nie modli się – on myślą i modlitwą uwzniośla świat, wychodząc poza ramy zdrowego rozsądku, wciągając w wir, jaki sobą wznieca, to, co znajduje się w pobliżu, co stoi obok.

    Ludzie, którzy przeżyli Wschód w sobie, na ogół świadomi są niebezpieczeństw, jakie on niesie. Kimś takim był z pewnością Marian Zdziechowski, jeden z tych Polaków, którzy Rosjan rozumieli akurat bardzo dobrze. Bez wątpienia łączył go z nimi ten sam słuch religijny, o czym on sam pisze wyraźnie w listach do Rudolfa Euckena. Jednocześnie autor esejów o „wpływach rosyjskich na duszę polską” wzbraniał się przed typowo wschodnią pokusą manicheizmu, która naznacza w sposób trwały duchowość rosyjską. Jeśli rzeczywistość, w której żyjemy, jest zła i nienaprawialna, to wszystko, czym ona jest – zdają się twierdzić wyznawcy Kościoła wschodniego – należy przyjąć z wegetatywną pokorą, bez buntu. Zdziechowski rozumiał racje stojące po stronie tak formułowanego fatalizmu, jednak ani ich nie podzielał, ani tym bardziej nie pochwalał. Nie umiał wyzbyć się ziemskich powiązań, które czynią z nagiego istnienia – człowieka, obywatela wolnego świata, mieszkańca „ludzkiej ziemi”.


    Piotr Nowak
    Zastępca Redaktora Naczelnego