Dziś każdy chce – bo przecież może – zostać „Księciem” – zdemokratyzowały się marzenia o władzy bezwzględnej i udzielnej. Współcześni „Książęta” zagadują nas ze stron gazet, ekranów telewizyjnych, na wiecach. Rzut oka wystarczy, aby przekonać się, że nie ma w nich nic z wielkości i tragiczności Leara, mądrości Prospera ani nawet z diaboliczności Ryszarda III; że brak im heroicznej cnoty Brutusa i lojalności Antoniusza, czy choćby sprytu Vincentia. Ich decyzje są tyleż niesuwerenne, co arbitralne – i zawsze podszyte strachem i przemocą. Tworzone przez nich idee, projekty, wartości zużywają się równie szybko jak oni sami.
Machiavelli podkreślał autonomię sfery politycznej w stosunku do innych sfer życia człowieka – metafizyki, miłości, kultury, ekonomii i tym podobnych. Uważał, że to pochodne polityki – dziedziny, w której rozstrzygają się losy państw oraz ludzi. Shakespeare wcale nie gorzej rozumiał, na czym polega istota polityki, ale przeciwstawiał jej siłę i czystość uczucia, miłosną frywolność, czy wreszcie niepodatny na polityczne ustawodawstwo chaos języka, mit, a nawet egzystencjalną pustkę i nicość.
Trzecim bohaterem tego numeru jest Lucjan Siemieński, „krakowski Horacy”, dziewiętnastowieczny makiawelik, jeden z największych stylistów języka polskiego, który umiał dostrzec i zaadaptować na użytek poezji wysokiej „jeniusza poezji gminnej”. Dla Siemieńskiego filozofia może i musi mieć uniwersalny charakter, natomiast literatura winna być już tylko narodowa, co wykłada pięknie i przekonująco w eseju o potrzebie sparafrazowania całego Shakespeare’a w rymowanym języku polskim.