English

    Autorytet – Joseph de Maistre / Carl Schmitt

    Kronos36
    1/2016
    AUTORYTET
    projekt okładki:
    Tomasz Bardamu
    Anegdota jest znana, ale warto ją powtarzać. Jest to bowiem jedna z tych anegdot – zabawnych historyjek – które kryją w sobie coś więcej; jakieś zasadnicze pytanie, przed którym stawia nas historia, nie tylko miniona, lecz przed wszystkim – przyszła. Rzecz dzieje się w Poczdamie w roku 1945. Rozmawiają ze sobą Churchill (z nieodłącznym cygarem w ustach) i Stalin (w białym mundurze sowieckiego generalissimusa). Churchill mówi, że papież niepokoi się o losy Europy Wschodniej. Stalin odpowiada mu bon motem: a ile papież ma dywizji?

    To cyniczne pytanie, żarcik mordercy, prowadzi nas do zagadki, z której Stalin pewnie nie zdawał sobie sprawy, lecz która także jego dotyczy. Tą zagadką jest tajemnica władzy. Papież nie dysponuje kolumnami piechoty. Posiada jednak autorytet. Ten ostatni, nawet jeśli w przypadkach skrajnych (jak nawracanie pogan albo obrona ortodoksji) musiał opierać się na przemocy, polega – albo mówiąc ostrożniej: polegać powinien – na władzy duchowej; na władzy, która podnosi się ponad nagą przemoc; która nie musi, a czasem nawet nie może używać siły, która zatem nad siłę – przywołajmy raz jeszcze ten obraz – się dźwiga.

    Papiestwo w porządku symbolicznym dawnej Europy odgrywało w tym podniesieniu rolę centralną: papież namaszczał królów, a zarazem dawał żywy przykład Autorytetu. Tę figurę poświadcza paradoksalnie krytyka papiestwa – zarówno protestancka, jak i oświeceniowa – zarzucająca mu sprzeniewierzenie się własnej roli: używanie przemocy, nadmierne bogactwo, paktowanie z możnymi tego świata, manipulowanie wiernymi.

    Idąc za tą krytyką, możemy zatem zobaczyć w papiestwie pewną figurę uniwersalną. Zagadka władzy ludzkiej – i tym się ona różni od królestw zwierzęcych – polega na transmutacji, mocą której siła przekształca się w autorytet; władza fizyczna staje się władzą duchową (albo, w odwrotnym porządku, zostaje przez tę ostatnią uzupełniona i uzasadniona). Bez tej przemiany każda ludzka instytucja byłaby tylko uzurpacją; nie istniałaby też żadna hierarchia – poza hierarchią ustaloną za pomocą pięści – a cała ludzka historia byłaby tylko wojną powszechną wszystkich ze wszystkimi.

    Tę przemianę widzimy zatem w najróżniejszych porządkach ludzkiego życia. Rodzice, uczy mądrość potoczna, nie powinni używać wobec dzieci przemocy, lecz powinni nauczyć je miłości i szacunku do siebie. Uczniowie powinni widzieć w nauczycielu Mistrza. Wyroki sądów muszą być zrozumiałe dla skazanych, którzy uznając własną winę, powinni uznać autorytet sądu. (Tu wróćmy do Stalina: ubierając się w białe wdzianko, mianując generalissimusem i krytykując językoznawcze teorie Marra, próbował – intuicyjnie – znaleźć dla swej władzy jakieś inne, wyższe albo głębsze uzasadnienie).

    W ten sposób dochodzimy jednak do prawdziwego problemu. Otóż nasza współczesność, racjonalna i demokratyczna, nie posiada języka pozwalającego opisać ten osobliwy fenomen. Racjonalizm staje tu wobec zjawiska niezrozumiałego, które wymyka się procedurom i pomiarom ilościowym. Autorytet jest zawsze związany z tajemnicą. Ona go uzasadnia. Autorytet pozbawiony zagadkowości – na wskroś prześwietlony – traci bowiem od razu swoją moc. Gdyby wszyscy wiedzieli, na czym polega i jak go zdobyć, to każdy mógłby go posiadać i nim dysponować. A wtedy – z konieczności – nie byłoby już żadnego autorytetu.

    Z tych samych powodów autorytet jest fenomenem niedemokratycznym. Uznając autorytet, przyjmujemy nierówność między ludźmi albo (jeśli mówimy o autorytecie prawa lub symbolu) istnienie jakiegoś porządku nadludzkiego, któremu ludzkie działania i emocje muszą być podporządkowane.

    Z drugiej jednak strony nauka i demokracja – i jest w tym znowu jakaś konieczność – muszą odwołać się do autorytetu. Współczesna nauka, wymagająca od swoich adeptów specjalizacji i wielu lat studiów, staje przed szeroką publicznością otoczona nimbem religijnej niemal tajemnicy, wydaje się wiedzą ezoteryczną, dostępną jedynie dla wybranych. Analogicznie – bo jest to w moim przekonaniu to samo zjawisko – społeczeństwa liberalne kreują „celebrytów” i „autorytety medialne”, próbując rozpaczliwie uzupełnić deficyt powagi i hierarchii. Pytanie, dlaczego tak się dzieje? – jest już pytaniem filozoficznym.

    Zadając to pytanie, trzeba się zwrócić ku myślicielom kontrrewolucyjnym. I to nawet nie po to, żeby uzyskać od nich odpowiedź, lecz żeby w ogóle znaleźć słowa dla artykulacji tego problemu. Pojęcie autorytetu jest pojęciem empirycznym. Należy do rzeczywistości historycznej. Nie można go wydedukować a priori i uzasadnić formalnie.

    Bohaterami tego tomu są dwaj najważniejsi myśliciele kontrrewolucyjni: Joseph de Maistre i Carl Schmitt. Obaj – jak się czytelnik zorientuje – zajmują się konstytucją. Badają naturę i źródła Prawa, szukając (wróćmy do naszej formuły) autorytetu złożonego u jego podstaw. Konstytucja, uczą, musi różnić się istotnie od zarządzeń i procedur, które ulegają ciągłym zmianom, nie mają zatem mocy zasadniczej. Konstytucja jest dzisiaj w Polsce przedmiotem żywych sporów politycznych. Warto jednak pamiętać, że stanowi ona także problem filozoficzny – dla którego rozwiązania (powtórzmy) nasza współczesność nie posiada dobrego języka.

    Chcąc pokazać całą złożoność tematu, publikujemy w tym tomie także masoński memoriał Josepha de Maistre’a, demaskując go – poniekąd – jako masona. Mało jest tematów równie zaciemnionych jak masoneria. Stanowi ona albo przedmiot spiskowych obsesji, albo odwrotnie: naiwnego negacjonizmu (zgodnie z którym masoneria nigdy nie istniała). Tymczasem masoneria – pokazuje to w swoim znakomitym eseju Michał Otorowski – była potężnym ruchem religijnym przełomu XVIII i XIX wieku. Europejskie elity, tracące wiarę w Boga i zagrożone przez rewolucję, znalazły w masonerii rytuały władzy, hierarchie wtajemniczeń, całą tę magię instytucjonalną, która – razem z oświeceniem – bezpowrotnie odchodziła w przeszłość. Masoneria, nawet w swych antykościelnych formach, może być zatem znakomitym przedmiotem dla namysłu nad naturalną religijnością zwierzęcia ludzkiego, które potrzebuje rytuałów i ceremonii, żeby podnieść się ponad zwykłą przemoc zwierzęcego życia.


    Wawrzyniec Rymkiewicz
    Redaktor Naczelny