English

    Rewolucja i realizm

    Kronos15
    4/2010
    REWOLUCJA I REALIZM
    Polska jest krajem postkolonialnym. Co to znaczy? Znakiem widocznym postkolonializmu jest nieuleczalne rozdarcie pomiędzy historią a tożsamością, albo – żeby użyć nieco bardziej abstrakcyjnej formuły – między czasem a istotą. Kolonizatorzy tej różnicy nie znają. Francuzi i Anglicy, Rosjanie i Amerykanie, narody imperialne, których forma ukonstytuowała się w rewolucjach i dzięki rewolucjom, nie muszą odrzucać – w imię postępu – swoich dawnych religii i sposobów życia. Trwają one, przemienione, w ich współczesnym istnieniu. Duch protestancki wciąż pracuje w angloamerykańskim kapitalizmie, późnym dziecku rewolucji przemysłowej; chrześcijański uniwersalizm, obrócony w emancypacyjne postulaty Rewolucji Francuskiej, jest eksportowany do Azji i na Bliski Wschód; widmo carskiej Rosji powraca na nacjonalkomunistycznych demonstracjach w Moskwie, gdzie portrety Stalina noszone są obok prawosławnych ikon.

    W Polsce jest inaczej. A widać to szczególnie wśród elit, które – dotknięte postkolonialną traumą – zastygły w jakimś duchowym odrętwieniu, niezdolne do jakiegokolwiek gwałtowniejszego ruchu. W Polsce wciąż jeszcze dominują dwa typy umysłowe, które mielą i powielają to samo (powtarzam) nieprzekraczalne przeciwieństwo, tę samą martwą różnicę: między tożsamością a historią, między czasem a istotą. Typ pierwszy twierdzi, że jest tradycjonalistą; typ drugi – nazywa siebie postępowcem. Pozornie toczą ze sobą walkę. Prezentują, wydaje się, całkowicie odmienne fizjonomie duchowe. Jeśli jednak przyjrzeć im się uważniej, widać wyraźnie, że są jak awers i rewers tej samej fatalnej monety. Ten pierwszy, programowo, czyta tylko Platona i Ojców Kościoła, tak jakby od tamtych czasów nic na świecie się nie zmieniło. Ten drugi jest jego smutnym cieniem, żałosną karykaturą. Niestrudzony wyznawca kolejnych modnych trendów. Wczoraj – Derrida, dzisiaj – Žižek. Lektury szybko przeżuwane, źle trawione, na koniec – wyplute; myśli nieprzyłożone do egzystencji, nieprzerobione przez życie, abstrakcyjne i obce.

    Wielkiego, przyznajmy, trzeba wysiłku duchowego, żeby w kraju, w którym zamordowano miliony ludzi, w którym przeprowadzono najpierw nazistowski, a następnie sowiecki eksperyment na człowieku, żeby w takim kraju – takim miejscu myślenia – wierzyć jeszcze w Postęp; i sądzić, że jakiś modny filozof, robiący właśnie konkietę na paryskich salonach, coś nam jeszcze może ze świata objaśnić, wytłumaczyć nasz lokalny przypadek. Nie mniej jednak trzeba wysiłku, żeby wierzyć w niewzruszoną Tradycję. Wiek XX był nie tylko katastrofą w wymiarze materialnym, lecz także (a dla nas dzisiaj przede wszystkim) był katastrofą duchową. Mordy masowe sięgają w swych uzasadnieniach aż do pism klasyków. Zabijano w imię prawdy naukowej, uniwersalnego człowieczeństwa i humanizmu. Tradycja została podważona.

    Kto zatem mieszka w takim miejscu, w jakim my mieszkamy – wśród ruin warszawskiej Woli, w stalinowskich konstruktach Nowej Huty albo na rozpadających się blokowiskach Chyloni – ten musi wykonać skok. Do skoku zmusza go logika miejsca i czasu. Będzie to skok w tożsamość historyczną, który – wyrywając go z postkolonialnego odrętwienia – przywróci go życiu i pozwoli mu stanąć na własnych nogach. Skok zatem – w samego siebie. Z perspektywy takiego skoku nasza sytuacja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Jak ciekawie jest żyć w Polsce po tym wszystkim, co się tutaj stało! Jak dobry jest to punkt obserwacyjny! Ileż tu można zobaczyć!

    „Kronos” od samego początku był pismem radykalnego historyzmu. Bez względu na różnice, jakie nas dzielą, wszyscy – choć każdy na własną rękę – szukaliśmy formuł dla ujęcia własnego losu i konstrukcji tożsamości historycznej. Historyzm został świadomie wpisany w układ każdego tomu, który rozpoczyna zawsze dział Prezentacje, poświęcony (takie było zamierzenie) myślom nowym i aktualnym, zamyka zaś Archiwum Filozofii Polskiej – przywracające naszej teraźniejszości zapomniane języki przeszłości. Warunkiem tożsamości historycznej jest równoczesna obecność tych dwóch porządków czasu: przeszłości i przyszłości. Ich rozczłonkowanie i rozpad to znak postkolonialnej niemocy.

    Historyzm tłumaczy także nasze zamiłowanie do Literatury, wielokrotnie na tych łamach demonstrowane. Literatura – w przeciwieństwie do Polityki i Religii – jest rzeczywistością radykalnie historyczną. Kto stawia słowa, musi wziąć pod uwagę, co przed nim zrobiono w języku. Używa form, które wynaleźli inni. I zarazem – pisząc – poszukuje swojego czytelnika w przyszłości, wykraczając poza ciasne perspektywy dnia dzisiejszego.

    Tematem piętnastego tomu naszego kwartalnika są naprzód komunizm i jego masa upadłościowa, a następnie, zgodnie z wyłożoną wyżej metodą, sztuka i różne postacie jej realizmu. Patronką tego tomu jest wiewiórka z Nie trzeba głośno mówić Józefa Mackiewicza; symbol, jak chce Piotr Graczyk w swoim eseju o Lukácsu, prawdziwego realizmu historycznego, prawdy uniwersalnie partykularnej.


    Wawrzyniec Rymkiewicz

    Redaktor Naczelny