English

    FAUST

    Kronos70
    3/2024
    FAUST
    projekt okładki:
    Jan Bułhak

    W napisanym przez siebie Fauście widział Goethe „rodzinę gąbek”, eine grosse Schwammfamilie, kalejdoskop luźno powiązanych ze sobą scen, które nie tworzą całości, ani też nie wynikają z obmyślonego zawczasu planu. W tym sensie utwór ten niejako „trafił” się poecie. Zresztą pisał on Fausta przez całe życie, nieregularnie, zwłaszcza w chwilach napięcia duchowego, wierząc, że zawsze jest jakieś jutro, które może przynieść dobre rozwiązanie. Z czasem pracę nad nim traktował jako przepis na rozpraszanie starczej nudy i melancholii.


    Temat był mu dobrze znany jeszcze z dzieciństwa, ponieważ Fausta grano głównie w teatrzykach kukiełkowych. Za młodu zapoznał się także z Faustbuch oraz z wersją tej opowieści napisaną przez Marlowe’a, Lessinga i paru pomniejszych autorów. O ile część pierwszą Fausta Goethego charakteryzuje względna monolityczność, o tyle część druga, nad którą pracę zaczął późno, bo w roku 1828, dostarcza bogactwa skojarzeń i trochę na siłę zestawianych ze sobą tematów. W części pierwszej Faust dąży do doskonałości, do rozwijania – przynajmniej z pozoru, deklaratywnie – życia duchowego, tylko że to, co zwierzęce, przeciwstawia się w nim temu, co rozumne. Instynkty kłócą się ze sobą i pozostają niezrównoważone, co prowadzi do agresji, lęku przed śmiercią, autodestrukcji. Jednocześnie coś stale podrywa go do lotu, wszakże nie potrafi on w tym życiu – innego nawet nie rozważa – osiągnąć zaspokojenia. Szczęście zatruwa mu nieustanny brak: satysfakcji, miłości, piękna, sprawczości. Rzeczywistość poznaje przez „smak”, co nie znaczy, że doświadcza jej wyłącznie sensualnie. Zmysł smaku pozwala mu jedynie objąć i spotęgować całość doświadczenia. Jest wtedy – takim był Goethe – jak świat, jak cała epoka.


    Człowiek, gdy działa, tworzy zazwyczaj nie to, co chce. Powodowany namiętnościami, puszcza je wolno, licząc po trochu na ich spontaniczną samoorganizację. Goethe uznawał namiętności ludzkie za siły przyrody, które biorą się nie wiadomo skąd. Uwolnione do samodzielnego działania – niszczą. Dopiero w namiętnościach i poprzez nie widać wpływ natury na świat ducha: wielka myśl domaga się zawsze ucieleśnienia, cielesnej obecności. Kant przesuwał namiętności w kierunku ascezy, przeciwnie Goethe. Poeta przydaje im godności, skoro kierują człowieka ku jego przeznaczeniu, ku największym celom rodzaju ludzkiego. Czy zawsze to robią?


    Część pierwsza tragedii dostarcza opowieści o uwolnieniu najniższych namiętności, w części drugiej zaś dokonuje się ich sublimacja, uszlachetnienie. Faust dąży w niej do pełni rozwoju osobowego, do wypróbowania wszystkich możliwości, jakie podsuwa mu życie, przy jednoczesnym odrzuceniu trywialnego hedonizmu, któremu oddawał się w części pierwszej. Natomiast w planie szerszym dąży do przekształcenia całego świata.


    Jest jeszcze diabeł. W relacji Fausta z diabłem istotne są trzy punkty zwrotne: zakład o duszę, tragedia uwiedzionej Małgorzaty oraz okres praktycznej działalności przypadającej na część drugą utworu. Faust nie przypomina w niej sfrustrowanego mędrka przytłoczonego brakiem wyników swej pracy. Nie ugania się także za spódniczkami, przeszło mu. Teraz Faust to wielkie panisko, światowiec, przedsiębiorca. Buduje kanały, stawia wielkie instytucje, wraz z diabłem puszcza w obieg pieniądze papierowe – to ich najnowszy wynalazek. Trik poety sprawia, że w nowym życiu Faust mało pamięta stare. O Małgorzacie zapomniał, zdaje się, ze szczętem, o pakcie także. Pakt – przypuszczał Lessing – musiał się Faustowi przyśnić. W końcu nie jest dziewicą czy jednorożcem, aby miały zaginać nań parol jakieś nadnaturalnie złe siły. „Późny” Faust traktuje „zło” (koniecznie w cudzysłowie) jako element zewnętrznej przyrody. Przydarza się ono człowiekowi, lecz nie nastaje na niego. Człowieka rozgrzesza działanie, czyn, wielkie ambicje i próbująca im sprostać twórczość. „Przekonanie o naszym wiecznym trwaniu wywodzę z pojęcia działania” – upowszechniał Goethe panteistyczny przesąd w rozmowie z Eckermannem. „Bo kiedy aż do śmierci bez wytchnienia działam, to natura jest wobec mnie zobowiązana, aby przeznaczyć mi inną formę trwania, gdy moja obecna forma nie może już dalej nadążyć za duchem”. Innymi słowy, prawdziwie wielkie dzieło można dokończyć jeszcze w przyszłym życiu, w nowej formie, pod innym nazwiskiem. Byleby rzeczywiście miało się coś do powiedzenia. Co ma tu do roboty diabeł? Otóż stanowi on zasadę realizmu. Pobudza człowieka do działania, wytrąca go z gnuśności. Jednocześnie infekuje czymś podłym każde powodzenie, obracając triumf w coś ambiwalentnego, niepewnego, podatnego na rychłą klęskę. Jeśli człowiek wznosi się w górę, diabeł ściąga go w dół i sprawia, że nie umie on odczuwać prawdziwej radości z tego, co robi i co osiągnął. „W tej rozgrywce między metafizykiem Faustem a realistą Mefistem ujawnia się sekretny mechanizm działania nowoczesności” – pisze biograf poety. „Jesteśmy świadkami, jak dążenie skierowane niegdyś wertykalnie sprowadzone zostaje do wymiaru horyzontalnego, a przez to uzyskuje niebywałą moc dziejową. Nowożytność nie chce już się wznosić, bo odkryła, że niebo jest puste. Bóg umarł”. Każdy, kto dysponuje wielką wizją świata i napotyka staruszków w typie Filemona i Baucydy, stojących na przeszkodzie w jej realizacji, wie, że musi coś z nimi zrobić, choćby gdzieś ich eksmitować. Gdy okazuje się to za trudne lub czasochłonne, pali nimi w piecu. Taki jest imperatyw cywilizacji współczesnej i to ona jest diabłem. „Kto działa, zawsze jest pozbawiony sumienia” – pisze Goethe. „Sumienie ma tylko ten, kto się przygląda”. Chyba György Lukács jako pierwszy wskazał na „nierozerwalny związek pierwiastka mefistofelicznego i kapitalistycznego”. Coś z tego musi być na rzeczy. Taka jest bowiem Goethego wersja tej opowieści, która dostarcza obrazów człowieka, co sięga po młodość, po władzę, wreszcie – po świat, zawsze przez odwołanie się do siły zewnętrznej. Ta zaś znajduje się na ogół pod ręką, tuż tuż, służąc każdemu, kto o to poprosi, pomocą. Koniec tej opowieści jest dobrze znany i zawsze ten sam.


    Piotr Nowak
    Zastępca Redaktora Naczelnego