Kim jest bohater historyczny? I czy ta postać (a właściwie te różne postacie) są w ogóle tematem filozofii? Czy filozofia ma w kwestii bohatera historycznego coś do powiedzenia?
Filozof powinien zacząć od problemu metody. Decyzją filozoficzną jest rozstrzygnięcie, czy bohatera historycznego należy traktować w porządku subiektywnym, czy obiektywnym. W pierwszej chwili widzimy w nim pewne indywiduum psychiczne. Bohater, uważamy, jest jednostką, której życie wewnętrzne wyraża się w zewnętrznych działaniach. Ta jednostka jest następnie w trybie psychologicznym uznawana za bohatera przez inne indywidua. Bohaterstwo byłoby więc czymś subiektywnym. Rzeczą uznania. Kwestią opinii. Chwiejnych, jak chwiejna – niestała i zmienna – jest sfera naszych mniemań i wyobrażeń.
Taki pogląd łatwo obalić. Nie mamy bezpośredniego dostępu do życia wewnętrznego postaci historycznych. Są nam dane jedynie – w porządku całkowicie obiektywnym, który bada obiektywna nauka historii – fakty i dokumenty świadczące (już pośrednio) o intencjach i poglądach tych postaci. Także uznanie kogoś za bohatera nie jest kwestią naszej dobrej woli lub swobodnej opinii. Bohater może być – często jest – zbrodniarzem albo kimś, oględnie mówiąc, niesympatycznym, jednak skala i znaczenie jego czynów zmuszają nas do uznania go za postać ważną.
W ten sposób dochodzimy do następującej formuły: bohater historyczny to ktoś, kto ma znaczenie. To zdanie, banalne w swej oczywistości, kryje w sobie prawdziwą zagadkę. Na czym polega rzeczywistość znaczeń historycznych? Mówiąc o bohaterze, mamy najwyraźniej do czynienia z pewnym sensem obiektywnym, którego realność jest niezależna od naszej świadomości. Pierwsze formuły, jakie dla opisu tej realności podsuwa nam tradycja, pochodzą z heglowskiej filozofii dziejów. Bohater, uczy Hegel, jest jednostką realizującą powszechne cele Rozumu. Jego subiektywne decyzje i partykularne działania służą całości, która go obejmuje i przekracza. Na tym polega różnica pomiędzy bohaterem a resztą śmiertelników. Są oni, zjadacze chleba, tej całości podporządkowani, nie przybliżają jednak jej ostatecznego urzeczywistnienia. Siłą definicji heglowskiej jest jej amoralizm: bohaterami historii mogą być także zbrodniarze, jeżeli – choćby bezwiednie – przybliżają kres dziejów, czyli powstanie państwa racjonalnego. Takie państwo, będąc zwieńczeniem historii, pokazuje jej ostateczny sens i ustanawia jej całość.
W tym miejscu metafizyka Hegla – odrywając się od rzeczywistości – objawia jednak swoje ograniczenia. Bohater jest dla niej bohaterem tylko i wyłącznie w granicach dziejów powszechnych. W tych zamkniętych ramach ma on zawsze jeden i ten sam sens, który jest w dodatku czymś zewnętrznym względem jego działań i intencji. Schodząc na ziemię i trzymając się faktów (faktów sensownych albo zdarzeń znaczących), widzimy tymczasem wielokształtność i wieloznaczność figury bohatera, a co za tym idzie: wieloznaczność historii, której nie obejmuje żaden kształt ogólny ani powszechna celowość.
Świetnym tematem dla studium tej wieloznaczności jest postać Naczelnika Insurekcji – Tadeusza Kościuszki. W pierwszej chwili wydaje się on odpowiadać heglowskiej definicji bohatera historycznego. Kościuszko, dziecko oświecenia, podobnie jak Hegel rozumie kierunek dziejów: wyzwalając włościan, realizuje cele, które są celami Rozumu. Z drugiej jednak strony Kościuszko jest bohaterem przegranym. Państwo, któremu służy, upada, a logika wydarzeń spycha Naczelnika i jego żołnierzy na margines historii. Formę powszechną, a zatem uniwersalną rozumność wydają się w tamtej chwili reprezentować mocarstwa zaborcze, Prusy i Rosja.
Jednak Kościuszko jest zarazem bohaterem zwycięskim – choć nie wedle reguł i zasad heglowskich. Na czym polega zwycięstwo Kościuszki? Być może sprawa jest tak oczywista, że nie zwracamy już na nią uwagi. I dlatego umyka nam cała niezwykłość i niesamowitość tej postaci.
Insurekcja jest chwilą powstania narodu polskiego w jego nowoczesnym kształcie. W I Rzeczypospolitej narodem była tylko szlachta. Polacy byli narodem Sarmatów. Od czasu Kościuszki Polakiem jest każdy, kto chce być Polakiem, niezależnie od swojego pochodzenia społecznego (Bartosz Głowacki), a nawet od swojej przynależności etnicznej (żołnierzem Kościuszki był Berek Joselewicz; sama postać Naczelnika wzbudza zresztą do dzisiaj międzynarodowe spory, Białorusini nie bez podstaw uważają go za swojego rodaka). Polskość kościuszkowska jest zatem decyzją, a jej kryterium – mówimy o przywódcy powstania – jest gotowość do poświęcenia życia za Ojczyznę. Krótko mówiąc: Polakiem jest ten, kto gotów jest umrzeć dla Polski.
Kościuszko nie tylko więc ma znaczenie, lecz – w porządku głębszym i bardziej radykalnym – jego imię jest związane z powstaniem nowego znaczenia. W polskim panteonie narodowym Kościuszko zajmuje miejsce zaraz obok Mieszka I. Obaj są Ojcami Założycielami narodu. Mieszko jest znakiem stałości i trwania. Kościuszko symbolizuje natomiast zdolność do przemiany radykalnej, egzystencjalnej redefinicji narodu, w obliczu – dodajmy – śmiertelnego zagrożenia, jakim były rozbiory.
Ta przemiana okazała się skuteczna. I na tym właśnie polega zwycięstwo Kościuszki. Jest on dzisiaj jednym z nielicznych wspólnych bohaterów wszystkich Polaków. Mogą go uznać za swego zarówno socjaliści, jak narodowcy. Dlatego jest on także bohaterem żywym, a spór o niego – sporem otwartym. Pytanie, kim był Kościuszko, jaki jest sens tej postaci, jest bowiem w ostatecznym rachunku pytaniem o to, kim my sami jesteśmy i co chcemy ze sobą uczynić.
Wawrzyniec Rymkiewicz
Redaktor Naczelny