English

    Florenski

    Kronos50
    3/2019
    Florenski
    projekt okładki:
    Stanisław Witkiewicz

    Od strony osobowej grzech przejawia się w obumieraniu uczuć, rozpadzie myśli na litery alfabetu, dezintegracji we wszystkich sferach ducha, opętaniu przez szczegół. Obrazuje go uśmiech Giocondy – występny, sceptyczny, dwulicowy; wyrażający „wiem swoje”. A więc czyje? „W istocie to uśmiech grzechu – czytamy w opus magnum Florenskiego – pokusy, czaru, uśmiech rozwiązły, podniecający, nie wyrażający niczego pozytywnego (na tym właśnie polega jego tajemniczość!) poza jakimś zmieszaniem wewnętrznym, jakimś wewnętrznym zamętem ducha, ale także brakiem skruchy” (Filar i podpora prawdy, przeł. Jacek Chmielewski, s. 145). Dusza Giocondy – dusza Zachodu – ulatuje, wymyka się samej sobie, nie bardzo wiadomo, gdzie. Na jej miejsce wchodzą bezosobowe mechanizmy. Psychologowie zajmujący się preparowaniem nowoczesnej duchowości to w gruncie rzeczy „prostytutki” – za pieniądze, mówi pop, gubią siebie i innych.


    Teoretyczne podstawy grzechu stworzyła filozofia Kanta, „cała utkana […] z tajemniczych uśmiechów, dwuznacznego przenikania się »tak« i »nie«. Ani jedno pojęcie nie wydaje z siebie czystego tonu, one tylko jęczą. W rzeczy samej system Kantowski to system genialny – genialniejszy od tego, co było, jest i co będzie […]. Na tym polega jego diabelstwo. Kant to diabeł” (Paweł Florenski, podaję za: Natalia Boniecka, Русский Фауст XX века, s. 279).


    Kant – zgodnie z logiką Floreńskiego – był więc diabłem. Czy był również – zgodnie z tą samą aberracją – Żydem? Nawet jeśli nim nie był, to mógł się nim stać. Żydzi zawdzięczają to, kim są, tradycji. Tacy są – scil. tacy byli, gdyż już ich nie ma – Żydzi religijni, ale nie Żydzi oświeceni. Tymi kołuje bies. Żydzi oświeceni to pospołu komuniści i liberałowie, awangarda postępu, wyznawcy Kościoła „wiecznego pokoju”. Szukają zbawienia w dostatku i materializmie, naznaczając swymi dążeniami całą współczesną epokę. Wykorzenieni, poruszają się w tym świecie swobodnie, szybko, bez zobowiązań. Niszczą wszystko, co staje w poprzek ich starań. Bóg – myśli Floreński – stanowi dla nich relikt wstydliwej przeszłości, nie jest też żadnym ograniczeniem, prędzej obciachem, cepelią. W tym sensie mordy rytualne religijnych Żydów na chrześcijanach może sympatyczne nie były, natomiast są jako takie w pełni zrozumiałe, skoro stanowią element ich mistycznego odczuwania sacrum. Wtedy też padają te straszne, odrażające słowa: „Przyznaję, iż Żydzi chłepczący krew są mi o wiele bliżsi od tych, którzy tego nie robią […]. Ci pierwsi to Żydzi prawdziwi, drudzy – to parchy” (Paweł Florenski, podaję za: Natalia Boniecka, Русский Фауст XX века, s. 287).


    Historyczną katastrofę może przełamać jedynie „nowe średniowiecze”. W eseju o „przypuszczalnym ustroju państwowym w przyszłości” Florenski postuluje powrót do „faraońskich” projektów politycznych, a więc stworzenie takiej struktury władzy, która nawiązywałaby do platońskiej Rady Nocnej czy „Państwa Bożego”. Wyszykowani w laboratoriach genetycznych chrześcijanie mieliby się kłonić nowemu księciu, który dla ich dobra zniszczyłby stary świat i wymyślił nowy.


    „Przyszły system polityczny naszego kraju czeka na kogoś, kto mając intuicję i wolę, nie będzie się bał zerwać otwarcie z więzami przedstawicielstwa, stronnictw partyjnych, prawa wyborczego, z innymi jeszcze rzeczami, by poddać się celowi, który jawi mu się jako najważniejszy. Każdy tytuł do władzy […] prawo wyborcze (umówmy się tak) to stara szmata, której miejsce przeznaczone jest w krematorium. Istnieje tylko jedno prawo pozwalające na stworzenie nowego, otwierającego nowy okres w historii systemu politycznego, obligujące także związaną z nim nową kulturę. Prawem tym jest potęga geniuszu, potęga tworzenia takiego systemu. To prawo nie pochodzi od ludzi i dlatego zasługuje na miano prawa boskiego. I bez względu na to, czy nazywany jest taki twórca kultury dyktatorem, władcą [правителем], imperatorem, czy jeszcze jakoś inaczej, uznamy go za pana prawdziwego [самодержец] i będziemy mu posłuszni nie ze strachu, ale przez wzmożoną świadomość, iż mamy oto cud i żywą manifestację twórczej mocy ludzkiej” (Paweł Florenski, Предполагаемое государственное устройство в будущем, część druga).


    Lecz o tym wszystkim czytelnik nie dowie się z tego numeru „Kronosa”, ponieważ zamiarem naszym nie była prezentacja antyjudajskiej, potem zaś wyraźnie antysemickiej strony pisarstwa Florenskiego. Wątki te są natomiast – o czym mogłem przekonać się w ostatnich latach, biorąc udział w licznych debatach z uczonymi rosyjskimi – przedmiotem pogłębionej analizy w dzisiejszej Rosji. I niech tak zostanie. Niechaj sami Rosjanie naprzód uporają się z problematyczną schedą po swoim enfant horrible. W numerze „Kronosa” czytelnik znajdzie więc wspaniałe eseje Florenskiego o Hamlecie, kulturze egejskiej, realizmie, estetyce okładki czy symbolice marzeń sennych i ani słowa o polityce, mniejszościach narodowych i ich denominacji.


    Ojciec Paweł Florenski odznaczał się nieprzeciętną umysłowością, co przyznają właściwie wszyscy, nawet niechętny mu Bierdiajew. „Był dla mnie – to słowa Siergieja Bułgakowa – nie tylko uosobieniem genialności, ale dziełem sztuki” (przeł. Zbigniew Podgórzec). Jednocześnie bywał fanatycznym wariatem, kolejnym maksymalistą rosyjskim, z którym, jak z pijanym wujkiem na weselu, nie bardzo wiadomo, co począć. Jego pisma polityczne i społeczne dostarczały złych odpowiedzi na poprawnie stawiane pytania: o Boga, ludzką bezdomność, merkantylizm, moc nazywania, maszynowy charakter współczesnego świata.


    Rosja z przełomu wieków XIX i XX była najbardziej konserwatywnym państwem na kontynencie europejskim. Wszakże nawet ona nie potrafiła przeciwstawić się idącym z Zachodu prądom i tendencjom. Modernizacja bolszewicka nie tylko podsuwała złe odpowiedzi na „odwieczne rosyjskie pytania”; ona zniszczyła następnie możliwość stawiania takich pytań, zniszczyła Rosję samą, prawdopodobnie nieodwracalnie. A Florenski? Po rewolucji pozwolono mu jeszcze trochę zajmować się elektryfikacją kraju, damską modą i heraldyką. Przez parę lat badał strukturę zlodowacenia podziemnego na dalekiej północy. Zdobył nawet tytuł inżyniera i uznanie towarzyszy radzieckich. Potem go zabito.


    Piotr Nowak
    Zastępca Redaktora Naczelnego