English

    Nihilizm

    Wszyscy jesteśmy nihilistami. Oczywiście, nie znaczy to wcale, że świadomie wybieramy nicość, chcemy tryumfu zła i szukamy absurdu, choć nihilizm objawia się zawsze jako modyfikacja tych trzech podstawowych form negacji – negacji istnienia, sensu i wartości. Jesteśmy nihilistami, bo – czy tego chcemy, czy nie – żyjemy w przestrzeni zaprojektowanej przez nowoczesność, albo, jak wolałby Jürgen Habermas, będącej właściwym projektem nowoczesności. Ta przestrzeń jest naszym światem, innego nie mamy. Służy on nam za schronienie i jednocześnie wymaga codziennej obsługi, będąc dziwną konstrukcją, stanowiącą ruinę czegoś, co chronicznie nieukończone. Sapere aude! – Kantowski program oświecenia jako dojrzałości nie znaczył nic innego niż wezwanie, by odważnie przyjąć, iż człowiek w rozumnym urządzaniu świata skazany jest na samego siebie i to w jego rękach spoczywa moc ustanawiania wartości. Nowoczesność to moment dojrzałości, która z chwilą, gdy odkrywa, iż przestrzegane przez nią prawa (od praw logicznych po obywatelskie) „nie zawierają”, by użyć słów Nietzschego, „kryterium prawdy, lecz imperatyw mówiący o tym, co powinno być uznawane za prawdę”, rozpoznaje się w swej bez-podstawności. Jej istotę Nietzsche zawarł w lapidarnej formule: Gott ist tot. Ta formuła ma dwa oblicza. Z jednej strony umożliwia marzenia o bezwarunkowej wolności i dojrzałości, rozumianych jako samostanowienie i odpowiedzialność przed sobą samym, z drugiej jednak skazuje na nieusuwalny lęk o powodzenie przedsiębranego projektu. W przypadku fiaska powrót do dawnego ładu nie jest już możliwy, bowiem właśnie od gruntowności jego zakwestionowania zależy skuteczność ładu nowo ustanowionego.

    Nic dziwnego zatem, iż moment, w którym projekty nowoczesnej Europy, poczynając od nowego społeczeństwa rewolucji francuskiej, po programy wychowawcze Goethego (Bildungsroman) czy Humboldta (nowy uniwersytet), rozpoznawały bezpodstawność właśnie jako warunek możliwości swego spełnienia – ten moment jest jednocześnie kulminacją starego sporu pomiędzy wiarą i wiedzą, który pod postacią Atheismusstreit, „kłótni o ateizm”, wnosi do filozoficznego języka nowe pojęcie – pojęcie nihilizmu. Swą drastycznością miało ono odstraszać i stygmatyzować pyszałkowatą i butną hybris, która tym razem występowała pod postacią Fichteańskiego transcendentalizmu. Dziś trudno nam w to uwierzyć, bo słowo „nihilizm”, zużyte w niezliczonych ideologicznych bijatykach, stało się gazetowym liczmanem, obiegowym żetonem felietonowej agresji.

    Są także inne powody. Tę nicość mamy w palcach, jak mawiał Gombrowicz. Wiek XX zobaczył na własne oczy spełniające się najgorsze z proroctw. I ludzkość to wytrzymała. A więc można przeżyć w otchłani! Trawestacją tego naiwnego odkrycia jest dialog z zaczadzonego sartre’owskim frazesem Do utraty tchu Godarda, gdy na pytanie Jean Seberg: „Co wybierasz, rozpacz czy nicość?” – Jean-Paul Belmondo odpowiada z powagą, zaciągając się papierosem: „Rozpacz jest głupia. Wybieram nicość”.

    Ktoś mógłby sądzić, iż nicość została oswojona. Pustynię zagospodarowano. Nihilizm stał się banałem, w najlepszym razie – historycznym zabytkiem. Krach nowoczesnego projektu nie oznacza kosmicznej katastrofy – w jego ruinach żyje się całkiem znośnie. W rezultacie zapomnieliśmy nawet, że jesteśmy nihilistami. Garść tekstów z niniejszego „Kronosa” powinna przypomnieć nam, co to oznacza i jak do tego doszło.


    Mateusz Werner

    Redaktor